Tajemnice sędziego, agenta Łukaszenki » więcej w Gazecie Polskiej! CZYTAJ TERAZ »

Skrzywdzeni i poniżeni

Grzegorz Jakubowski/PAP


Grzegorz Jakubowski/PAP

Katastrofa smoleńska traktowana jest – i słusznie – jako tragedia narodowa. Jednak coraz częściej naszej uwagi umyka fakt, że dla wielu rodzin jest to dramat osobisty, którego końca nie widać. Niedawno okazało się, że rodzina ks. Rumianka ma wątpliwości, czy szczątki ekshumowane z grobu ks. Zdzisława Króla należą, jak podejrzewano, do jej krewnego.

10 kwietnia 2010 r. stracili swoich najbliższych. Ich dotychczasowe życie legło w gruzach. Dzieci straciły rodziców, matki synów, żony mężów. Niektórzy wpadli w rozpacz, z której do dziś nie mogą się otrząsnąć.

Fałszywie oskarżeni

Wkrótce przyszły kolejne ciosy. Niektóre ofiary – bez żadnych na to dowodów – przedstawiono jako sprawców katastrofy, próbując w ten sposób odebrać im pośmiertnie dobre imię. Ich najbliżsi do dziś słyszą na ulicy za swoimi plecami fałszywe oskarżenia. Najbardziej wymownym i uderzającym przykładem tego typu działań (choć oczywiście niejedynym) były kłamstwa o gen. Andrzeju Błasiku. Wdowa po nim nadal nie usłyszała nawet „przepraszam”.

Później rodziny ofiar tragedii smoleńskiej musiały znosić widok agresywnych demonstrantów, profanujących krzyż i sikających na znicze, które zostały ustawione, by uczcić pamięć ich najbliższych. Ze zdumieniem obserwowali, jak wywołuje to aplauz największych mediów i apel premiera o „trochę poczucia humoru i odrobiny dystansu do samych siebie”. Wielu z nich czuło się wtedy, jakby ktoś oddawał mocz na grób ich matki.

Sprofanowani po śmierci

Kiedy odkryli fałszywe dane w aktach zgonów swoich najbliższych, zaczęli mieć wątpliwości, czy to ich bliscy leżą pochowani w rodzinnych grobach. Nie mogli jednak otworzyć trumien, bo – jak ciągle im powtarzano – jest to surowo zabronione. Gdy zaczęli więc domagać się ekshumacji swoich najbliższych, usłyszeli, że są nekrofilami i miłośnikami wykopków.

Kiedy okazało się, że ich niepokój był uzasadniony i rzeczywiście pomylono ciała, a w grobach leżą niewłaściwe zwłoki, wówczas padł zarzut, że całej sytuacji winne są rodziny ofiar, bo to one dokonały błędnej identyfikacji.

Potem dowiedzieli się, że podczas sekcji zwłok w głowie Anny Walentynowicz znaleziono rękaw marynarki, kawałki materiałów i gumowe rękawice, a ciała innych ekshumowanych ofiar znajdowały się w czarnych workach wraz ze śmieciami, niedopałkami papierosów i ziemią. Większość członków rodzin ofiar do dziś nurtuje pytanie: czy moich najbliższych nie spotkało to samo? Czy nie leżą – jak tamci – w czarnym worku razem z odpadkami ze stołu sekcyjnego, w cudzym grobie? Muszą żyć z tą dręczącą ich myślą. Jak stwierdziła ostatnio Magdalena Merta, wdowa po śp. Tomaszu Mercie: „Codziennie czekam, aż nasza gehenna w końcu się skończy”.

Jakby tego było mało, zostali ogłuszeni wiadomością, że zdjęcia przedstawiające nagie, zmasakrowane ciała ich najbliższych wystawione zostały na widok publiczny w internecie. Dowiedzieli się co prawda, że ten, kto upublicznił te fotografie, złamał wszelkie zasady cywilizacji chrześcijańskiej, ale czy mogło to być pociechą, skoro odbyło się kosztem zbezczeszczenia ciał najdroższych im osób?

Okłamywani przez władze

Cały ten czas byli okłamywani przez przedstawicieli polskich władz. Zapewniano ich, że polscy lekarze dokonywali w Moskwie sekcji zwłok razem z rosyjskimi medykami, że ciała ofiar poddano badaniom DNA, że w Smoleńsku przekopano ziemię na metr głęboko, by zebrać wszystkie najdrobniejsze cząstki. Okazuje się, że żadne z tych zapewnień nie miało pokrycia w rzeczywistości. Zadają więc sobie pytanie, czy tylko w tych sprawach są okłamywani.

Nie czują jednak wsparcia ze strony państwa w najważniejszej sprawie. Chcą się dowiedzieć prawdy o tym, co stało się w Smoleńsku, w jaki sposób naprawdę zginęli ich najbliżsi.

Dlaczego od pierwszych chwil po katastrofie tak dużo było dezinformacji, np. o rzekomych czterech próbach lądowania samolotu czy nieznajomości przez pilotów języka rosyjskiego?

Dlaczego sfałszowano stenogramy rozmów załogi z wieżą kontrolną, wkładając do nich słowa, które nigdy nie padły: „Jak nie wyląduję, to mnie zabije” czy „Patrzcie, jak lądują debeściaki”?

Dlaczego raporty generałowej Anodiny i ministra Millera stwierdziły, że skrzydło tupolewa oderwało się po zderzeniu z brzozą, chociaż poważni naukowcy, m.in. pracujący dla NASA i Boeinga, mówią, że jest to fizycznie niemożliwe i niezgodne z prawami aerodynamiki, by drzewo o średnicy 30 cm mogło urwać 40-metrowe skrzydło 80-tonowego samolotu i odrzucić je na odległość 111 m?

Dlaczego Rosjanie nie oddali stronie polskiej głównych dowodów w śledztwie, czyli wraku tupolewa i czarnych skrzynek?

Zostawieni przez państwo

Takich pytań, zaczynających się od „dlaczego”, rodziny ofiar smoleńskich mają znacznie więcej. Nie doczekały się jednak one od przedstawicieli władz przekonujących odpowiedzi. Wielu z nich nie kryje zawodu tym, jak zachowuje się w sprawie śledztwa smoleńskiego polski wymiar sprawiedliwości.

A przecież wszyscy oni mieli prawo spodziewać się, że państwo polskie – to państwo, któremu służyli ich najbliżsi, i na którego służbie zginęli – okaże im pomoc w tak trudnej sytuacji. Zamiast wsparcia otrzymali kolejne bolesne ciosy.

Jacek Świat, który w Smoleńsku stracił żonę, wspominał w filmie „Pogarda”, że po katastrofie na długie miesiące odciął się od świata, a kiedy wrócił do rzeczywistości, ze zdumieniem odkrył, że on i inne rodziny ofiar smoleńskich nie są już obiektem współczucia, lecz niechęci i agresji.

Dla wielu z nich czas po 10 kwietnia to pasmo cierpień związanych z kolejnymi doznanymi krzywdami. To, co dla jednych jest krzykliwą czołówką w gazecie, dla drugich oznacza przepłakane dni i bezsenne noce. Ile jeszcze cierpień przed nimi?





 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Grzegorz Górny
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo